Marzyliśmy o Żoliborzu
Rozmowa z małżeństwem wybitnych Żoliborzan – panią Grażyną Noszczyk – aktorką teatralną oraz filmową, znaną m.in. z roli Danusi w „Krzyżakach” oraz panem prof. Wojciechem Noszczykiem – światowej sławy lekarzem, wybitnym specjalistą w dziedzinie chirurgii naczyniowej.
Bartłomiej Sasin: Jak to się stało, że są Państwo związani z tą dzielnicą? Jakie uczucia przychodzą Państwu na myśl wraz z pojawieniem się hasła „Żoliborz”?
Prof. Wojciech Noszczyk: Bardzo chcieliśmy mieszkać na Żoliborzu, mieliśmy tu liczną grupę znajomych i przyjaciół, którzy nas do tego namawiali. Dużą rolę odegrała tu pani Zofia Nasierowska, artystka fotografik, która wprowadziła się tutaj na początku lat 70–tych, żona reżysera Majewskiego. To Ona wprowadziła wg mnie tutaj wiele rodzin, swoich przyjaciół. Pokazała nam piękno Żoliborza. To był koniec lat 60-tych. Myśmy tu przyjeżdżali do niej i chodzili po Żoliborzu. I bardzo nam się tu podobało. Chcieliśmy tu mieszkać, ale nie było Ŝadnej możliwości kupienia domu. Poza tym żona znała już Żoliborz, bo jeździła na Bielany przez naszą dzielnicę. Grażyna Noszczyk: Tak, moja matka mieszkała na Bielanach, a tutaj mieszkała koleżanka matki. Pamiętam Żoliborz bardzo cichy, kiedy nie było tu jeszcze aut, nie było hałasu. Nawet pies nie zaszczekał. Była zupełna cisza. Pamiętam właśnie taki Żoliborz. To było zupełnie niezwykłe – jak przejeżdżała dorożka to wszyscy się oglądali. I było słychać tylko stukot kół …
WN: Mieszkaliśmy na Saskiej Kępie. Ale jednak ciągnęło nas na Żoliborz. Była taka historia, że byliśmy na wakacjach nad morzem w Świnoujściu, to był chyba 1974 rok. I nagle telefon – właśnie zadzwonił pan Majewski i mówi: „Wojtek przyjeżdżaj, bo jest do kupienia dom”. No, ale ja wtedy powiedziałem, że nie przyjadę. Potem zadzwoniła Nasierowska. W końcu poszli do mojej matki, a ona mnie po prostu zmusiła. Przyjechałem tutaj. Była strasznie długa kolejka osób zainteresowanych kupnem domu. I jak tak stałem to pomyślałem sobie: „Boże, jak najszybciej uciekać nad morze”, ale podszedł do mnie jakiś facet i mówi: „ Panie doktorze, co Pan robi w tej kolejce?”. „Chcę kupić ten dom” – odpowiedziałem. Zaprowadził mnie drugim wejściem. To był mój pacjent, adwokat pana Busbacha. I jak usiedliśmy do stołu to spytałem się czy nas będzie stać, pan Busbach powiedział: „ Będzie. Zresztą ja już jutro wyjeżdżam do Stanów”. On miał wtedy 89 lat. I mówi: „ Proszę pana, niech pan dogada się z moim adwokatem, te pieniądze to będą dla niego, nie dla mnie”. Adwokat powiedział, że dobrze, uzgodnimy i żebym spokojnie sprzedał tamto mieszkanie. Jak wróciliśmy znad morza, to wszyscy byli przerażeni, bo tu nie było domu – tylko wszystko było zawalone. No i myśmy to odbudowali, i w ten sposób spełniło się nasze marzenie – chcieliśmy zamieszkać na Żoliborzu i zamieszkaliśmy. To był chyba przełom 19-74/75. Marzyliśmy o tym Żoliborzu, bo nam się tu podobało, a poza tym było tu wielu naszych znajomych, zwłaszcza znajomych żony, gdzie ona przecież jest aktorką. I tu mieszkali: Zaczykowie, Morgensternowie, Majewscy, Wajdowie, Zanussi. I właśnie tu pod koniec lat 70-tych zgromadziła się taka fantastyczna grupa ludzi. Ja, który urodziłem się w Śródmieściu, o niebo lepiej czuję się tu, na Żoliborzu. No i doprowadziliśmy do tego, że to tu mieszka mój syn oraz córka. I wszyscy jesteśmy zadowoleni.
GN: Ja mogę powiedzieć jedynie jak tutaj było bajecznie. Jaka tutaj była cudowna cisza, jak tu było rozkosznie. Pamiętam takie upalne dni, kiedy przyjeŜdŜaliśmy tu z matką, kiedy dosłownie wszystko było takie nagrzane, że aż pachniało. Cisza, zupełna cisza i nic się tu nie działo, kompletnie.
WN: Wspomnienia żony z dzieciństwa miały olbrzymie znaczenie w tym, że myśmy tu zamieszkali. Mieszkaliśmy, wydawałoby się, w niezwykle prestiżowej dzielnicy jaką jest Saska Kępa, ale jednak myśmy chcieli Żoliborz, i dzięki przypadkowi – bo jak Panu mówię, to był przypadek – zamieszkaliśmy w tej dzielnicy. I nam dobrze, choć teraz nie do końca …
GN: Bo wiesz jak się tutaj wprowadzaliśmy, to była cisza, żadnych aut tutaj nie było. To są wydarzenia ostatnich lat, ta ogromna liczba samochodów.
BS: Co się Państwu najbardziej podoba w Żoliborzu? Ludzie, atmosfera? Może jakieś ulubione miejsce?
WN: Ulubione miejsce to oczywiście nasz dom, ale również plac Słoneczny. Atmosfera Żoliborza, mimo tylu samochodów, mimo wzmożonego ruchu, metra – ciągle jest wyczuwalna. Wyczuwa się tę stałą atmosferę spokoju, głębokiego oddechu i sympatii ludzi dookoła, którzy się znają.
GN: Wiesz, Warszawa dzieliła się kiedyś na dwie części: warszawiaków i Żoliborzan…
WN: I ta atmosfera zachowała się. Tu jest taki moment, że sąsiedzi na ciebie patrzą i nie ma tak, żeby od razu otworzyli ramiona i powiedzieli : „Jakże się cieszymy, że państwo przyszli”. Jesteś tu troszeczkę obserwowany, trzeba trochę czasu, żeby cię poznali i wtedy dołączą cię do tej ich społeczności, jeżeli im oczywiście odpowiadasz. Myśmy tu nie spotkali ludzi, którzy by nie weszli w tę społeczność. Zwróć uwagę na to, że występuje zmiana pokoleniowa na Żoliborzu. Ci, którzy tu przychodzą obecnie, to nie przychodzą dlatego, że dostali tu skierowanie. Przychodzą, bo chcą być w atmosferze Żoliborza (znają ludzi z Żoliborza, znają rozmowy o tej dzielnicy). Tu się mieszka również przez pewien snobizm.
Ten snobizm jest takim dobry, szlachetny: żyć wśród ludzi życzliwych, sympatycznych, no i wśród ludzi, którzy są w pewnym sensie partnerami. A więc atmosfera jest taka, że tu się człowiek dobrze czuje. Na pewno jest tu dużo snobizmu, ale ten snobizm – jak już wspomniałem – jest dobry, bo przecież lepiej mieszkać wśród ludzi, którzy siebie rozumieją, z którymi możesz rozmawiać, masz kontakt i z którymi łatwo nawiązujesz znajomości. My mieszkamy tu 35 lat i te lata sprawiły, że czujemy się jakbyśmy byli rodowitymi Żoliborzanami.
BS: A co się Państwu nie podoba na Żoliborzu? Co chcieliby Państwo zmienić lub dodać?
WN: Nie podoba się jedna rzecz – nadmierny ruch samochodowy. To jednak jest nieuniknione. Żoliborz traci na tym, że jest za dużo samochodów. Dawniej na ulicy nie było ani jednego auta, a dzisiaj nie możesz zaparkować. To jest straszne. Samochodów mieszkańców jednak tu nie widać, bo są w garażach, tu stoją samochody ludzi korzystających z metra.
Co bym zmienił? Nie wiem. Ja bym nic nie zmieniał, jest mi tu bardzo dobrze. Szczególnie zadbałbym, żeby nie naruszano architektury Starego Żoliborza. Jednak ktoś powinien zadbać o brzeg Wisły, w końcu śoliborz zaczerpnął od tego nazwę, i o Kępę Potocką, aby była bardziej zadbana, przyjazna mieszkańcom.
BS: Bardzo dziękuję za udzielenie mi wywiadu i poświęcenie Państwa czasu.
Autor: Bartłomiej Sasiń, Stowarzyszenie Młodzi dla Żoliborza